Wiem, wiem…..jakby to nie smakowało, brzmi strasznie, ale za to smakuje wybornie. Jednak wpierw, troszkę historii. Deser można powiedzieć wiekowy,1864 rok, premiera operetki „Piękna Helena”, lekka muzyka tak przypadła do gustu paryżanom, że wręcz się w niej zakochali. Przekrój społeczeństwa w całości, od tych dystyngowanych i bogatych do zwykłych prostych ludzi. Oczywiście do fanów nowego gatunku, należeli również kucharze i to właśnie oni prześcigali się w tworzeniu co ruszt to nowych dań na cześć bohaterki, Heleny Trojańskiej. Powstało ich wiele, jednak jeden przetrwał do dziś, czyli marynowana gruszka (zazwyczaj w winie lub innym alkoholu), gorąca czekolada i lody, pod nazwą „Piękna Helena”. Ja, jak to ja widziałam Helenkę w nowej odsłonie, takiej bardziej swojskiej.
Marynata do gruszek:
- 0,5 szklanki syropu malinowego
- 2 gruszki mniejsze lub jedna duża
- 0,5 szklanki wody
- płaska łyżeczka przyprawy do piernika
- gruby plaster cytryny
- jeden średni burak
Oraz:
- opakowanie ciasta francuskiego
- jajko
- lody waniliowe
- 2 łyżko orzeszków
- listki mięty
Polewa:
- 0,5 tabliczki gorzkiej czekolady
- 4 łyżki mleka
- łyżka miody
- łyżka oleju
Dzień wcześniej wieczorem marynujemy gruszki, aby dokładnie złapały kolor. Nie zrobiłam tego w winie, aby deser był dla wszystkich. Do rondelka wlewamy syrop, wodę, dodajemy też obranego i pokrojonego w plastry buraka i gotujemy przez około 10 min pod przykryciem.
Proszę się nie bać buraka, nic a nic nie czuć nim gruszki, wszystko pokonuje przyprawa korzenna. Dodajemy resztę składników, oraz obrane i pokrojone na ćwiartki lub ósemki gruszki, powinny być przykryte. I uwaga jeśli gruszki są miękkawe nie gotujemy ich, te twardsze gotujemy chwilę aż będą al dente.
Odstawiamy aby sobie ostygły i stały w tym płynie do następnego dnia. Trzeba je kilka razy zamieszać, aby kolor równo chwycił. Gruszki nam pięknie przejdą purpurowym kolorem i będą lekko korzenne.
Ciasto składamy na pół i tniemy na kwadraty lub wycinamy kółka, W wierzchniej warstwie robimy lekkie nacięcie w kształcie X i rogi odwijamy na zewnątrz.
Całość smarujemy rozbełtanym jajkiem i pieczemy w 220 stopniach aż się ładnie zarumieni. Mleko, olej, miód podgrzewamy razem, jak będą gorące dodajemy połamaną czekoladę i mieszamy aż się rozpuści.
Gruszki wyjmujemy godzinę wcześniej aby się lekko odsączyły.
Połowę smarujemy gęstniejącą polewą, a drugą połowę zostawiamy nagich. Do kubełków z ciasta francuskiego wkładamy jak kto sobie życzy…..
Po każdej gruszce, albo tylko jeden smak, do tego porcja lodów, kilka słonych orzeszków ( powinny być migdały, ale ja wolę orzechy, te prażone w połączeniu ze słodkim dają fajny efekt) na wierzch i mały zielony akcent.
Smakuje lepiej jak wygląda. I teraz rozwiązanie zagadki….dlaczego zimna Helena? W oryginale polewamy gorącą czekoladą, a ja podałam już zimną na owocu. I choć Helena jest piękna, to na pewno zimna.