Choć za oknem ładnie i zielono, jednak nie da się pominąć , że wielkimi krokami zbliża się jesień. A jak jesień, później zima, zaczną się chłody a z nimi….parcie na ciepłe posiłki. I takim właśnie rewelacyjnym rozgrzewaczem jest grochówka. Tą zupę kiedyś sprzedawano na ulicach chłodnego Londynu. Dzięki składowi i konsystencji nie tylko rozgrzewała ale i krzepiła. A jak widać po liście składników, nie była to zupa dla królowej i bogaczy.
- 2 szklanki łuskanego grochu
- marchew
- pietruszka
- 0,5 selera
- cebula
- 2 ząbki czosnku
- 150 g wędliny
- 1/3 łyżeczki imbiru
- 1/3 łyżeczki czerwonego pieprzu
- łyżka majeranku
- sól i czarnego pieprzu do smaku
- woda
- natka pietruszki
Groch namaczamy na noc, następnego dnia zlewamy wodę, a groch płuczemy. Zalewamy nową wodą i gotujemy.
Na suchej zimnej patelni układamy pokrojoną w plasterki wędlinę. Podgrzewamy aby się podsmażyła i wytopił z niej tłuszcz. Tym sposobem omijamy nadmiar tłuszczu, kiełbaska się go pozbędzie, a my mamy porcję do podsmażanie warzyw.
Zbieramy wędlinę, a na wytopionym tłuszczu podsmażamy wszystkie warzywa pokrojone w kostkę. Kto chce czystą jarską zupę może sobie kiełbasę pomiąć. Gdy się warzywka zarumienią, dorzucamy do grochu.
Gotujemy razem do miękkości. lekko studzimy i wszystko miksujemy.
Następnie przecedzamy przez sito aby zupa była gładka i kremowa. Zupa wychodzi naprawdę gęsta, a więc jej płynność możemy sobie regulować wodą według własnych upodobań.
Ponownie podgrzewamy i dodajemy wszystkie przyprawy, doprawiamy ostatecznie solą i pieprzem. Podajemy z plasterkami podpieczonej wcześniej wędliny z obfitą porcją natki pietruszki.
Zupa mimo że jest prawie warzywna z niewielką ilością tłuszczu to znakomicie syci i rozgrzewa. Dzięki temu prze ją przecedzimy jest aksamitnie gładka. I zapewniam, że taka zupa …..syci na dłużej niż tradycyjna.